Wojna trwa już od ponad trzech tygodni. 1 marca skończyła się wystawa moich obrazów w Galerii Instytutu Sztuki UMCS na ul. Zana 11 w Lublinie. Trudno jest mi mówić o sztuce i malarstwie w takiej chwili. Bo w tej wojnie to my, przedstawiciele wolnego ducha, jesteśmy celem. To jest wojna z „Zapadem”. Z zachodem, dlatego litera „Z” malowana na czołgach agresora. Dla nich w pierwszej linii Zapad – to Ukraina. Potem Polska. I nie chodzi tylko o grabież żyznych terenów. Chodzi o ducha wolności, o swobodę, o demokrację, o niezależność od ruskiej mafii, która potrafi handlować ropą, węglem i gazem, ale jeszcze lepiej – potrafi kraść. Nie rozumie ducha przedsiębiorczości, kreatywności. Woli ukraść, zawłaszczyć, zniszczyć. Nie mam co do tego najmniejszych złudzeń. Te 20 dni to z jednej strony dużo i mało. Stanowczo za mało, żeby śnić o rychłym końcu, żeby myśleć w kategoriach przeszłości o tej masakrze, którą zafundował zwykłym ludziom obłąkany tyran. Za długo też, aby pomyśleć, że to tylko zły sen. Obawiam się, że najgorsze dopiero przed nami. Myślę tu o odłamkach, skutkach ubocznych tej ruskiej agresji – ukrytych aniołach wcielonego zła. Z tym przyjdzie się nam zmierzyć niebawem. Potrzebne nam będą nowe siły. 1 marca mój przewód doktorski dobiegł końca. Zacząłem go 23 stycznia 2019 roku, skończyłem 1 marca 2022. 1033 dni – 3 lata. Był to dla mnie radosny czas. I o tym chcę napisać. O tej abstrakcji minionego czasu, w której mogłem robić rzeczy wolne od trosk – nie związane z „rynkiem”, „projektowaniem”, pracą „zarobkową”, mogłem czytać książki o sztuce i snuć marzenia. Miałem wymówkę. Zajmowanie się sztuką to przekleństwo, które jest luksusem.

 

„Kształt czasu” – dlaczego taki tytuł?

Tytuł mojej pracy to: „Kształt czasu – cykl prac malarskich”. Dwa słowa wyjaśnienia. Pewien profesor z mojego instytutu powiedział niedawno: „Kształt czasu” – jakżeś pan to wymyślił? Taki aktualny tytuł?”. No tak. Tytuł powstał zanim zabrałem się do roboty. Artyści już tak mają, że aby przetrwać, muszą iść o krok, o dwa kroki przed stadem, muszą wyprzedzać czas. Taka już nasza karma, że jesteśmy do przodu. W każdym razie – „Kształt czasu” jest o awangardzie, o artystach. O mnie i o tych, których znam, znałem – tych którzy mnie ukształtowali. Moje obrazy nie stanowią cyklu w sensie problemowym. Chciałem, aby wystawa prac malarskich pokazywała moje osobiste fascynacje, pokazywała moje życie, takim jakie ono jest. Owszem, mam takie świnie i takie koty, widziałem też takiego rolnika z kosą wracającego z pola i mamroczącego po nosem słowa: „ – idzie wielki bałagan”. Jechał co prawda na rowerze, ale… co tam. Dostał ode mnie Kasztankę. Pracuję też na 3/4 etatu w Instytucie Biotechnologii, gdzie jest mnóstwo bakterii, drożdży i drobnoustrojów – i tę biologię także widać w warstwie malarskiej.

 

Całość pracy pisemnej, czyli tzw. dysertacji doktorskiej, możecie przeczytać tu: https://www.umcs.pl/pl/mgr-grzegorz-adach,23558.htm

 

Możecie też ją pobrać w .pdf. Polecam, zwłaszcza młodym doktorantom z dziedziny sztuk wizualnych, gdyż – jak wynika z recenzji – „dysertacja jest napisana znakomicie”. Szczerze: nie spodziewałem się takiego przyjęcia. Obawiałem się, że jest może za mało teoretyczna, wszak był to pierwszy tekst jaki popełniłem od czasu matury. Wiem, że dla znakomitej większości artystów wizualnych pisanie o sobie to męka. Dlatego ten post – i ten tekst.

 

Jak pisać opis pracy doktorskiej

Pisanie dysertacji zajęło mi równo 40 dni. Cały maj  2021 – w którym wziąłem miesięczny urlop z pracy – i 10 dni sierpnia, które spędziłem na działce pod Radomiem na „szlifowanie”. Każdego dnia wstawałem rano, piłem kawę i siadałem w szlafroku, boso, w mojej pracowni zimnej jak kostnica – do pisania. Balzak też ponoć pisał w szlafroku – i musiał być boso – tak sobie to przypominam z pamiętników nie wiem kogo. Mało tego – miał na stole nożyce, którymi obcinał sobie włosy. Musiał mieć krótkie włosy, zimne stopy i czuć się głodnym, żeby pisać. Nie dziwi mnie to. Pisanie, malowanie, komponowanie. Robienie czegoś z niczego. Prawdziwa abstrakcja dla ludzi, dla których jesteśmy tylko wierszem w tabeli Excela. Ale – wracając do osiągów – 40 dni jak na esej – to bardzo słabo – ktoś może powiedzieć. Przez cały czas pisania prowadziłem monitoring postępów dzięki oprogramowaniu TimeCamp. 90% czasu zajęło mi czytanie, co napisałem poprzedniego dnia  – i myślenie. W 5 minut napisałem tylko jedną stronę – o Modzelewskim. I nic nie poprawiałem. Ale, żeby to napisać trzeba było godzin, dni, tygodni, lat przewijanych w tył głowy, po to tylko, aby sobie uświadomić, przypomnieć, czym jest dla mnie zobaczony, zapamiętany obraz.

Aby coś zrobić – musisz mieć czas i wolną głowę. Wcześniej – dużo wcześniej, dobrze się do tego przygotuj. Chciałem, żeby moja praca była indywidualna, miała odpowiedni potencjał emocjonalny, była moja, szyta na miarę. Zgromadziłem wokół siebie wszystkie materiały, ulubione książki, notatki, wycinki z gazet, fotografie, szkice, arsenał środków z którymi czuję emocjonalną więź. To jest ważne – możesz tworzyć, jeśli jesteś u siebie i masz pod ręką swój bałagan.

Pisanie i malowanie to dwie różne rzeczy. W tym czasie nie malowałem. Zacząłem od zrobienia layoutu w In Designie, wybrałem kroje liter, zaprojektowałem layout. Miałem ochotę zrobić z tego coś bardziej „dizajnerskiego”, ale – nie miałem już na to czasu. Marzył mi się „Atlas Mnemosyne”. Pisałem od razu w In Designie. Starałem się pisać prostymi zdaniami. Od razu zamieszczałem też ilustracje i zdjęcia. Cóż, jestem wzrokowcem. Celowo nie poprawiałem. To zasługa prof. Teresy Pągowskiej, która uczyła nas, jak zaakceptować błędy. Dialog z moimi profesorami jest widoczny w mojej pracy malarskiej. Są to indywidualności, które ukształtowały moje myślenie o sztuce, profesorowie z Wydziału Grafiki jak i Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Gdziekolwiek pójdę, nawet jeśli pobłądzę, to jest ze mną jakaś tradycja. Ludzie, których znam, znałem i którzy mnie ukształtowali. Teresa Pągowska, Halina Chrostowska, Stanisław Wieczorek, Mieczysław Wasilewski, Ryszard Winiarski, Henryk Tomaszewski, Stefan Gierowski, Leszek Hołdanowicz, Jan Tarasin, Adam Styka, Hubert Borys, Władysław Winiecki i wielu innych, nie związanych z Akademią, jak Halina Hermanowicz, malarka, przyjaciółka mojego ojca czy Władysław Paciak, malarz, ksiądz, więzień Oświęcimia. Są „zaszyfrowani” w moich obrazach. 

 

Podziękowania

Pragnę serdecznie podziękować dr hab. Sławomirowi Tomanowi z Instytutu Sztuki UMCS w Lublinie. Sławku, jesteś wspaniałym pedagogiem! Masz ten wspaniały dar wspierania ducha, który potrzebny jest wrażliwym jednostkom, które czasem wątpią w swoje twórcze objawienia. Życzę Ci z całego serca sukcesów na Twojej drodze – zarówno twórczej jak i edukacyjnej. Dziękuję.

A tak wyglądała wystawa w realu: